Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/280

Ta strona została przepisana.
272
KRÓL HENRYK IV. CZĘŚĆ DRUGA.

Czego się lękasz i nie chciałbyś wiedzieć,
Jużeś instynktem odgadł z cudzych oczu,
Że się spełniło! — Mów jednak, Mortonie!
Mów twemu panu, że skłamał przeczuciem!
A ja to przyjmę za słodką obelgę,
Wzbogacę ciebie za taką zniewagą!
Morton. Zbyt jesteś wielkim, bym ci przeczył panie.
I w twych przeczuciach i w obawach, prawda!
Nortumberland. Wszystko to jeszcze nie mówi, że syna
Już nie zobaczę! — Ale wstrząsasz głową,
I chociaż jawne wyznanie w twych oczach,
Zdaje się lękasz zgrzeszyć mówiąc prawdę.
Jeśli on poległ, mów! Wszak nie ma winy
Zgon czyj oznajmić; grzech kłamać o śmierci,
Nie zaś objawić, że zmarły nie żyje!
Morton. Pierwszy, kto staje z nieszczęśliwą wieścią
Smutny posługacz. Odtąd jego słowa
Dźwięk przybierają pogrzebnego dzwonu,
I brzmią już zawsze przy wspomnieniu straty.
Bardolf. Nie mogę wierzyć, by syn wasz, milordzie,.
Miał poledz w bitwie.
Morton. Jakże boleśnie, że muszę upewniać
O tem, co bodaj widzieć mi nie przyszło!
Lecz na te oczy, widziałem go we krwi
Rannym, bezsilnym, jak omdlałą dłonią
Odbijał ciosy Henryka Monmutha,
I jak padł wreszcie nasz niezwyciężony
I już nie powstał!
W chwili, zgon wodza — co duszą i męstwem
Nawet bezmyślnych zapalał wieśniaków —
Rozniosły wieści, i zgasłą odwaga,
Którą duch jego tak ożywiał wojsko,
Jak się od stali hartuje żelazo.
Gdy ten hart ustał, wszystko się stępiło.
Została tylko bryła z swym ciężarem
Co leci chyżej, im silniej trącony.
Tak nasi ludzie po stracie Hotspura,
Byli już tylko liczbą i ciężarem
Pędzonym trwogą, i pobiegli z pola