Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/283

Ta strona została przepisana.
275
AKT PIERWSZY. SCENA DRUGA.

Już je odjęła. Szli oni do walki
Z tak dobrą wolą, jak piją lekarstwo,
I choć trzymali oręż z naszej strony,
To dla pozoru, gdyż ich serca, dusze
Wyraz „bunt“ zmroził, jak ryby w sadzawce.
Lecz pod biskupem powstanie przybrało
Treść religijną, miany za świętego
Ma on za sobą i ciała i dusze.
Woła do broni w imię krwi Ryszarda
Nie zmytej dotąd z kamieni Pomfretu,
I na powadze wspierając się nieba
Głosi, że idzie krwią oblaną ziemię
Zbawić z pod ciężkiej ręki Bolinbroka:
Wszyscy więc za nim, i wielcy i mali.
Nortumberland. Jużem to wiedział, lecz wyznam, że boleść
Nawet mi władzę odjęła pamięci.
Wejdźmy do środka. Niech każdy z was powie,
Co bezpieczniejszem i najlepszem sądzi
W obecnej chwili. Rozeszlijmy gońców,
Niech nam pospieszą w pomoc przyjaciele.
Tylu nam trzeba, a tak ich niewiele!

(Wychodzą).
SCENA DRUGA.
Jedna z ulic Londynu.
Wchodzi sir DŻON FALSTAF, w towarzystwie giermka, który niesie za nim szpadę i tarczę.

Falstaf. No, mój olbrzymie, cóż tam mówił doktor na moją wodę?
Giermek. Mówił, że ona sama z siebie jest czysta i zdrowa, ale że ta osoba, do której ona należy, więcej ma chorób, niżeli sobie o tem myśli.
Falstaf. Nakoniec wszystko co żyje, zaczyna sobie polować ze mnie. Mózg tej dla żartu skleconej gliny, która się tytułuje człowiekiem, nie może nic więcej wynaleść pobudzającego do śmiechu, nad to, com ja wynalazł, lub co o mnie wynaleziono. Na ho-