Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/285

Ta strona została przepisana.
277
AKT PIERWSZY. SCENA DRUGA.

wał mię gałkami na szczury. Jam myślał, że on mi przyszłe dwadzieścia dwa łokcie atłasu, tak na honor, jakem prawy rycerz, tak sobie myślałem, aż on mi wyjeżdża z zabezpieczeniami! Oo do niego, może spać sobie najdoskonalej zabezpieczony, bo ma na głowie rogi obfitości, przez które się prześwieca zalotność jego żony. A jednak pomimo tej rogowej latarni, on tylko jeden nie widzi, skąd pochodzi światło. Gdzież jest Bardolf?
Giermek. W Smitbfield, kupuje teraz konia dla waszej dostojności.
Falstaf. Jam go samego kupił w Saint-Paul, a on mi teraz chce kupić konia w Smithfield! A więc potrzebaby mi tylko jakiejkolwiek nierządnicy w Londynie a byłbym w całem znaczeniu usłużonym, żonatym i jeźdzcem.

(Nadchodzi lord sędzia. a za nim jeden z woźnych).

Giermek. Panie, idzie tu lord, który uwięził księcia, za to, że ten go uderzył, ujmując się za Bardolfem.
Falstaf. Idź za mną i nie patrz w tę stronę, ja go nie chcę widzieć.
Lord sędzia. Któż to tam idzie?
Woźny. Falstaf, Wasza wysokości.
Lord sędzia. Ten, który był pod śledztwem za kradzież?
Woźny. Ten sam, panie, ale potem odznaczył się pod Szrewsbury, i jak słyszałem, ma teraz być wysłanym z jakiemś poleceniem do księcia Jana Lankaster.
Lord sędzia. Jakto, do Yorku? przywołaj go tu!
Woźny. Sir Dżonie Falstafie!
Falstaf. Powiedz mu, chłopcze, żem ja głuchy.
Giermek. Mówcie głośniej. Mój pan głuchy.
Lord sędzia. O wńerzę temu, że on jest głuchym na wszystko, co mu można powiedzieć dobrego. Ale idź, pociągnij go za połę, muszę z nim mówić.
Woźny. Sir Dżonie!
Falstaf. Cóż to? młody i żebrak? Czyliż nie mamy wojny? Czyliż już nie ma rzemiosła? Alboż to król