Falstaf. Dajcie mi szczutka kowalskim młotem, jeśli ja mu zaniosę to pozdrowienie. Nie, nie podobna człowiekowi oddzielić starości od skąpstwa, tak jak młodemu nie podobna oddzielić rozpusty od młodości. Ale jednego z nich bierze za to w swe szczepce podagra, a drugiego słodka medycyna; nie pozostaje mi więc nic do życzenia obu tym ułomnościom. Chłopcze!
Giermek. Jestem.
Falstaf. Ile tam jeszcze pieniędzy w moim worku? Giermek. Sześć groszy i dwa pensy.
Falstaf. Nie ma sposobu przeciw tej samotrawności worka: pożyczka odwleka tylko chorobę, ale złe w sobie pozostaje nieuleczone. Na, zanieś ten list do lorda Lankaster, ten do księcia, ten do hrabiego Westmorland, a ten do mojej starej Mistriss Urszuli, której przysięgam co tydzień, od czasu jakem dostrzegł pierwszych białych włosów w mej brodzie, że się z nią ożenię. Z odpowiedzią wiesz, gdzie mnie masz szukać.
Podagra na tę chorobę, którą we Francyi nazywają neapolitańską, a w Neapolu francuską! i nawzajem francusko-neapolitańska choroba na tę podarge! bo już też koniecznie jedna z tych psotnic musi sobie wycinać tany na moich biednych piszczelach. Ale mniejsza o to, że sobie nieco przychramujemy: czyliż nie mamy za sobą pozoru wojny? Moja wojskową emerytura przynajmniej niczyich kosych oczu ściągać na siebie nie będzie. Prawdziwy dowcip umie skorzystać ze wszystkiego: nawet ze słabości.
Arcybiskup. Wiecie już teraz, zacni przyjaciele.
Wszystkie pobudki i sposoby nasze;