Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/311

Ta strona została przepisana.
303
AKT DRUGI. SCENA CZWARTA.

motylek za chwilową ciekawość przypłaca skrzydełkami.
Dorota. Patrz mi, jaki motylek! Tyś raczej poczwara, dziś jeszcze warta szubienicy.
Oberżystka. Otoż się zanosi na stare androny: że też wy nigdy z sobą nie obejdziecie się bez kłótni. Nie możecie zbliżyć się do siebie, jak dwie suche na jednym rożnie skwierczące pieczenie. Co to znowu za osobliwsza sympatya, że jedno nie może znieść wyrozumiałości drugiego! Potrzeba jednak, aby jedno z was koniecznie znosiło i to do ciebie (do Doroty) naprzód należy, boś ty, jak to mówią, słabe i kruche naczynie.
Dorota. Jeśliby tak było, mogłażbym znosić ten ogromny pełniuteńki okseft? Dźwiga on w swoim żołądku cały ładunek bordoskiego wyrobu i na honor, że na żadnym okrętowym pokładzie ładunek nie mógłby być gromadniejszy. Z tem wszystkiem! Dżonie, powinniśmy z tobą rozstać się po przyjacielsku: idziesz, do licha, na wojnę i czy się kiedy jeszcze z sobą zobaczymy, o tem nikt się nie troszczy pod słońcem.

(Wchodzi służący).

Służący. Panie! Chorąży Pistol jest u drzwi i chce mówić z wami.
Falstaf. A niech go spotka szubienica tego łotra, warchoła. Zamknij mu drzwi przed nosem: jes to najopętańsza sztuka w całej Anglii.
Oberżystka. Jeśli to warchoł, więc niech się tu ani potyka: ja chcę — żyć tylko z moimi dobrymi sąsiadami i nie potrzebuję warchołów. Chwała Bogu o mojej reputacyi nie powie nikt złego ani słowa. Zamknij drzwi i powiedz mu, że tu nie przyjmują warchołów. Nie dla tego żyłam aż do tej pory, abym miała widzieć w swoim domu warchołów. (Do służącego). Słyszysz mi!
Falstaf. Posłuchaj tylko, kochana Żwawsiu!
Oberżystka Chciej być spokojnym Sir Dżonie, nie wejdzie tu nikt z warchołów.
Falstaf. Ale to jest mój chorąży.
Oberżystka. Tere! fere! Sir Dżonie, nie mów mi o tem; twój warchoł chorąży nie przestąpi nigdy