Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/317

Ta strona została przepisana.
 
AKT DRUGI. SCENA CZWARTA.

równemi nogami przez stołki, nie powtarza skromnych historyjek, słowem posiada wszystkie te zalety, co i książę, gdyż rzuciwszy ich obu na szalę, stanęłaby cna tak spokojnie, że włosek nawet mógłby zniszczyć równowagę.
Henryk. Nie zasługiwałaż-by ta gyra, abyśmy mu okrzesali uszy?
Poins. Obijmy go w oczach kochanicy!
Henryk. Patrz tylko jak ten siwy koczkodan nastrzępił resztę swoich włosów.
Poins. Nie osobliwsza to, iż żądza usiłuje w nim przeżyć lata?
Falstaf. Pocałuj mnie Doroto!
Henryk. Cudowne połączenie planet: Saturn z Wenerą! Co o tem mówi kalendarz?
Poins. Rzuć-że przecię okiem i na planetę-towarzysza! (na Bardolfa) jak czule ten płomienisty Trygon przyświeca przeszłości swojego pana!

(Bardolf nadskakuje Żwawskiej).

Falstaf. Uśmiechasz się do mnie od niechcenia.
Dorota. Nie, na honor, z całego serca.
Falstaf. Jużem stary, nieprawdaż?
Dorota. Z tem wszystkiem przenoszę cię nad wszystkich dzisiejszych młokosów.
Falstaf. Co chcesz mieć na suknię? Pieniądze będę miał we czwartek, a jutro kupię ci ładny kapelusik. No, zagrajcie jeszcze co wesołego! Już też późno. Ty, nic dobrego, zapomnisz o mnie, skoro stąd odjadę?
Dorota. Na honor, chcesz mię przywieść do płaczu taką mową. Doświadcz, czy się choć raz ubiorę aż do twego powrotu? Ale posłuchaj końca tej sztuczki!
Falstaf. Franku, podaj tu wina!
Henryk i Poins (podbiegając). Zaraz, panie, zaraz!
Falstaf. Cóż to! wszakże to mniemany syn królewski? A to przyrodni brat jego Poins?
Henryk. Ach ty kulo grzechowa! jakież to ty prowadzisz życie?