Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/319

Ta strona została przepisana.
311
AKT DRUGI. SCENA CZWARTA.

przed złymi, dla tego jedynie, ażeby źli nie mogli powziąć ku niemu miłości, i w tem postąpiłem sobie jak troskliwy przyjaciel i wierny poddany, za co król zapewne będzie mi wdzięczny. Obelg żadnych tu nie było, Henryczku, żadnych Edwardzie, żadnych moje dzieci, żadnych.
Henryk. Otóż do czego cię doprowadza bojaźń i podłość. Dla uniknienia chłosty szarpiesz honor tej cnotliwej damy! Uważ, że ją złą nazwałeś! Więc złą będzie i pani Żwawska? I ten niewinny giermek? I ten nieposzlakowany Bardolf, którego nos płonie taką gorliwością?
Poins. Odpowiadaj, ty spróchniała wierzbo, odpowiadaj!
Falstaf. Bardolfa napiętnował już raz na zawsze odwieczny nieprzyjaciel synów Adama: twarz jego jest uprzywilejowaną kuchnią Lucypera, w której ten arcy-dyabeł smaży przysmaczki dla potępieńców. Co się tycze tego chłopaka, ma on przy sobie anioła stróża, ale dyabeł od niego mocniejszy.
Henryk. Lecz te damy.
Falstaf. Jednej z nich dawno już gore w piekle biedna duszyczka. Drugiej winien jestem trochę pieniędzy, i czyli będzie ona za to, lub nie, potępioną, o tem nic nie wiem.
Okerżystka. Nie, jak chcę być szczęśliwą, nie za to!
Falstaf. Tak i ja myślę, w tej mierze rachunek dawno już skończony, ale masz jeszcze inny bicz na siebie pani Żwawska: pozwalasz, aby tu jadano z mięsem w dni zakazane, a za to czy się podoba czy nie, będziesz musiała pójść do piekła.
Oberżystka. To taką rzeczą będą musieli pójść do piekła wszyscy utrzymujący stołowników, ale cóż to znaczy, jedna czy dwie łopatki baranie w przeciągu całego postu?
Henryk. Panno Doroto?
Dorota. Co mi Wasza Wysokość rozkaże?