Mijasz jak budkę ogniowego stróża,
Jak tę dzwonnicę, z której biją trwogę?
Nie raz na chwiejnym masztowym wierzchołku,
Zklejasz powieki wiszącego majtka,
A gdy do koła szumi wściekła burza,
Wzdymając wały pnące się ku chmurom,
Z wyciem, co samą śmierć obudzić zdoła,
Przecież w tej nawet straszliwej godzinie,
Umiesz utulić przemokłe do nitki,
To dziecię morza! — A śród cichej nocy,
Śród wszystkich ponęt, jakie tylko mogą
Zwabić cię, zakląć — tyś nie umodlony
Na głos monarchy! — O spijcież spokojnie
Szczęśni biedacy! gdy na nasze łoże,
Cała moc berła snu przyzwać nie może!
Warwik. Dzień dobry! Najjaśniejszy Panie!
Król. Alboż już ranek?
Warwik. Już jest po pierwszej.
Król. Więc dobry dzień, nawzajem!
Czytaliścież listy?
Warwik. Z cała uwaga Najjaśniejszy Panie!
Król. Wiecie już zatem, że choroba kraju
Nie przeszła wcale i niebezpieczeństwo
Najbliżej serca.
Warwik. To tylko, panie, mijająca słabość,
Na którą pewne rady i sposoby
Sztuka lekarska ma na pogotowiu.
Lord Persy wkrótce wyjdzie z tej gorączki.
Król. Dla czegóż niebo nie dało nam czytać
W księdze przeznaczeń! widzieć w głębi czasu,
Jak tu w równiny zmieniają się góry,
Ówdzie ląd niknie i wsiąka do morza,
Tam znów mieleją tonie oceanu,
Jakby się stała przestronną opaska
Dla biodr Neptuna! Czemuż nie widzimy
Uśmiechu losu i tych różnych płynów,
Z których on zlewa swoją czarę przemian!
Patrząc w te księgę, najszczęśliwszy młodzian