Cielak. Panie kapralu Bardolfie, zarzuć za mną dobre słówko, a oto czterdzieście Henrykowskich szelingów, w francuskich koronach. Dalibóg, panie kapralu, równieby mi było wisieć jak iść na tę wojnę. Z mojej strony ja się oto nie frasuję, ale że nie mam najmniejszej chęci do wojskowości, i że chciałbym już dokołatać wieku przy swoich — zresztą z mojej strony, ja się o to nie wiele frasuję.
Bardolf. Dobrze, stań na stronie.
Butwiak. I za mną wielmożny panie kapralu zarzuć słoweczko przez wzgląd na moją starą matkę. Jeśli mnie wezmą, to ani duszy nie zostanie w domu, i zmarnuje się za nic cała gospodarka. Oto i z mojej strony czterdzieści szelingów.
Bardolf. Dobrze, przejdź na tę stronę.
Słabiak. A dla mnie, na honor, wszystko równo, człowiek raz tylko umiera, i wszyscy dłużni jesteśmy śmiercią przed Bogiem. Jeśli to mój los, dobrze — nie, znowu dobrze! Nie ma człowieka, któryby mógł powiedzieć, że jest za dobrym, aby miał służyć swojemu królowi, niech będzie co chce, ten kto umiera w tym roku, wypłaca się za następujący.
Bardolf. Dobrze, dzielnyś chłopak!
Słabiak. Na honor, tchórzostwo tylko jest mi obrzydłem.
Falstaf. Jakichże ludzi dacie mi panowie?
Płytek. Czterech, podług waszego wyboru sir Dżonie.
Bardolf. Mam panu powiedzieć jedno słówko na stronie. Cielak i Butwiak dali mi trzy funty szterlingów wykupu.
Falstaf. Zapewne, rozumiem.
Płytek. Którychże więc pan wybierasz?
Falstaf. Wybierz pan dla mnie.
Płytek. Jużci zapewne: Butwiak, Cielak, Słabiak i Cień.
Falstaf. Butwiak i Cielak. Co do ciebie, Butwiak, pozostań jeszcze i dojrzewaj, nim będziesz zdolnym do