Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/333

Ta strona została przepisana.
325
AKT TRZECI. SCENA DRUGA.

Falstaf. I ci ludzie dadzą się usposobić. Panie Płytek! żegnam go najczulej. Z wami panie Milczek nie powinienem rozszerzać, się w słowach. Bądźcie zdrowi moi panowie. Dziękuję im obu, dziś jeszcze mam ze dwanaście mil drogi. Bardolfie! daj nowozaciężnym mundury.
Płytek. Sir Dżonie! Niech go błogosławi niebo, szczęści wszystkim jego zamiarom i przywróci nam jak najrychlej pokój. Przechodząc tędy na powrót, odwiedź mój domek, abyśmy oanowili starą znajomość, a być może, będę mu towarzyszył do dworu.
Falstaf. Bardzobym chciał, abyś nabrał do tego chęci panie Płytek.
Płytek. U mnie słowo grunt sir Dżonie! Bądź zdrów! Szczęśliwej drogi rycerzu!

(Płytek i Milczek wychodzą).

Falstaf. Bądźcie zdrowi szanowni panowie! Dalej Bardolfie! prowadź tych ludzi!

(Bardolf wychodzi).

Za powrotem pomyślimy z jakiej beczki potrzeba będzie zażyć tych dwóch sędziów pokoju. Płytka znam już na wylot. Mój Boże! jak też my starzy zaprzedani jesteśmy występkowi kłamstwa. Ten wymokły sędzia przez cały czas tętnił mi w uszy o swojej młodości, o swoich świetnych czynach na ulicy Turnbull, i po każdych trzech słowach tak punktualnie oddawał daninę kłamstwu, jak się oddaje podatek wielkiemu Mongołowi. Przypominam dobrze, że w kolegium podobnym on był do jednego z tych człowieczków, jakie się układają po obiedzie z ostatków sera. Widząc go rozebranym niktby nie powiedział, że to nie jest obrana z łupiny rzodkiew, na której ktoś dla żartu powyrzynał scyzorykiem kształty człowiecze. Na honor, że dla tępego wzroku był on prawie niewidzialnym: był to prawdziwy geniusz głodu i z tem wszystkiem rozwiozły jak małpa. Bardzo stosownie brukowe piękności nazywały go mandragorą, z tem wszystkiem wił się ciągle w wichrze mody, śpiewał dziewczętom piosenki gwizdane przez furmanów i przysięgał, że