Falstaf. W żołądku moim mości panie mieści się cała akademia języków i każdy z nich powtarza tylko moje nazwisko. Jeślibym posiadał zwyczajny żołądek, byłbym tylko po prostu najczynniejszym człowiekiem w całej Europie, ale mój żołądek, mój żołądek, żołądek, on to mię gubi. Lecz otóż nadchodzi i nasz jenerał!
Książę Jan. Dość już dla zemsty! nie ścigajcie dalej!
Odwołaj wojska, mój kochany hrabio!
Gdzieś to dotąd bywał nasz Falstafie?
Zawsze w bezpiecznej zjawiasz mi się chwili!
Ręczę ci wszakże, iż z własnych wykrętów
Gotowy z czasem powróz ci się złoży.
Falstaf. Może też i lepiejby mi z tym było, gdybym rzeczywiście, podług słów waszej książęcej mości, nie spieszył na niebezpieczeństwa; bo dotąd, w nagrodę męstwa odbieram same tylko przymówki i zniechęcenia. Czyliż wasza dostojność bierze mię za jaskółkę, za strzałę albo za kulę działową? mogęli moim biednym i starym ruchom nadać lot myśli? Pospiech, z jakim tu przybyłem, daleko przechodzi granice możności. Zakasawszy do śmierci sto ośmdziesiąt i kilka koni pocztowych, ziajany i zniemożony podróżą, przybyłem tu jednak dosyć w porę, jak dla wzięcia w niewolę sir Dżona Kolwila z doliny, jednego z najzapamiętalszych i najmężniejszych nieprzyjaciół. Spojrzeliśmy tylko po sobie i jeden z nas uznał w drugim swojego zwycięzcę, tak że słusznie mógłbym powiedzieć teraz z krzywonosym rzymianinem: przyszedłem, spojrzałem i zwyciężyłem.
Książę Jan. Było tu więcej grzeczności z jednej strony, niżeli zasługi z drugiej.
Falstaf. O tem nie wiem. Z tem wszystkiem oto jest szpada i moja prośba, aby ten czyn został pomieszczonym obok innych świetnych czynów dnia dzisiejszego, albo inaczej przysięgam na wszystko, co tylko jest świętego, że każę ułożyć balladę i wydam