ją z wizerunkiem moim i Kolwila całującego moje nogi. Nie racz mię mości książę przywodzić do tego kroku, bo jeśli w takim razie wszyscy nie będziecie odbijali mnie, jak pozłacane dwa pensy i jeśli blask mojej sławy nie zaćmi waszej sławy, podobnie jak księżyc w pełni zaćmiewa te drobne iskierki rozsiane po niebie, które obok niego wyglądają jak szpilkowe główki, to pozwalam już nie wierzyć słowom rycerza. Racz więc baczyć mości książę, aby prawdziwa zasługa szła do góry.
Książe Jan. Twoja jest za ciężką, aby się mogła dźwignąć.
Falstaf. Więc niech świeci.
Książe Jan. Nie może z powodu swojej miąższości.
Falstaf. Więc niech ją spotka przynajmniej cośkolwiek takiego, coby mi wyszło na dobre i potem nazwij ją jak chcesz milordzie.
Książe Jan. Twoje nazwisko: Kolwil?
Kolwil. Tak, milordzie.
Książę Jan. Zawołany jesteś buntownik.
Falstaf. A zawołany wierny poddany wziął go w niewolę.
Kolwil. Jestem, milordzie, tem, czem i wodzowie
Moi się stali. Dawałem im rady,
Któreby drożej niż dziś kosztowały
Wojskom królewskim.
Falstaf. Nie wiem, jaką ceną oni się oprzedali, lecz co do ciebie, to jak dobry człowiek darowałeś mi swoją osobę i ja ci za nią dziękuję.
Książę Jan. Odwołano wojska?
Westmorland. Już powróciły: teraz rozkazałem,
By hersztów buntu wnet skazano gardłem.
Książę Jan. I Kolwila z całą jego bandą
Posłać do Jorku i karać natychmiast!
Prowadź go Bluncie i każ strzedz najpilniej!
Teraz do dworu, spieszmy milordowie,
Mam smutne wieści o chorobie króla;