Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/353

Ta strona została przepisana.
345
AKT CZWARTY. SCENA CZWARTA.

Jakiś natury szał dziwolągowy!
Pory zmieniły swą kolej, jak gdyby
Rok zszedł i zbudził odwieczno-uśpione
Jakieś miesiące!
Ks. Klarencyi. Rzeka w trzykrotnym wezbrała przypływie,
A żaden po nich nie nastąpił odpływ,
Starzy bajarze wnet sobie wspomnieli,
Że tak być miało i w ostatniej chwili
Naszego dziada, wielkiego Edwarda.
Warwik. Ciszej książęta, król wraca do czucia.
Humfry. Ta apopleksya jest już dlań sądzonym
Rodzajem zgonu!
Król. Proszę was — weźcie i stąd mię przenieście
Gdziekolwiek indziej — tylko lekko, proszę.

(Przenoszą króla do innego pokoju w głębi teatru i kładą na łóżku)

— Nie róbcie wrzawy, mili przyjaciele!
Niech chyba czyja litościwa ręka
Gra coś łagodnie, aż mię sen ogarnie!
Warwik. Niech gra w ościennym muzyka pokoju!
Król. Koronę tu mi połóżcie — niech stoi
Przy mem węzgłowiu!
Ks. Klarencyi. Oczy wpadają — jakże się już zmienił!
Warwik. O cicho! cicho!

(Wchodzi Henryk).

Henryk. Kto z was widział Klarensa?
Ks. Klarencyi. Tu jestem, bracie, w smutku i rozpaczy.
Henryk. Cóż to? deszcz u was, gdy niebo tak czyste?
Czy źle królowi?
Humfry. Niewypowiedzianie.
Henryk. Wież dobre wieści? powiedzcie mu zaraz!
Humfry. Właśnie osłabiał po ich wysłuchaniu.
Henryk. Jeśli radość przyczyną słabości,
Leków nie trzeba!
Warwik. Ciszej lordowie! Cicho dobry książę!
Król już zasypia.
Ks. Klarencyi. Wyjdźmy stąd wszyscy do innych pokojów!
Warwik (do Henryka). Książę, czy raczysz także wyjść stąd z nami?