Król. Czemuście wszyscy odemnie odeszli?
Ks. Klarcncyi. Książę Walijski zostawał tu panie!
Miał on wciąż czuwać.
Król. Henryk? i gdzież on? dajcie mi go widzieć!
Wszak go tu nie ma!
Warwik. W te drzwi otwarte zapewne wyjść musiał.
Król. Gdzież jest korona? kto ją wziął z poduszki?
Warwik. Była na miejscu, gdyśmy wychodzili.
Król. To ją wziął książę. Idźcie go szukajcie!
Tak-że mu pilno i tak niecierpliwy,
Że już sen ojca zdaje mu się zgonem?
Znajdź go, upomnij i sprowadź Warwiku!
O ten czyn jego w zmowie jest z chorobą
Na me dobicie! Patrzcie, czem wy dzieci!
Jak łatwo wasze buntują się serca
Na połysk złota! I dlategoż ślepi,
Biedni ojcowie, zmagają się troską,
Nie śpią od myśli, dręczą mózg rachubą,
A kości pracą! dlatego tak ciężko
Grosz w grosza zbijają te bryły skażenia!
Dlatego synów w sztukach i ćwiczeniach
Kształcą rycerskich! dlategoż jak pszczoły
Z każdego kwiatu ciągną woń i słodycz
I wciąż miód w ustach, na nogach wosk znoszą
By im jak pszczołom trud płacono śmiercią!
Och! to uczucie zatruwa goryczą
Zgon ojca! ciężko zatłacza mu oczy!
I gdzież jest? gdzie on, co tak nie chce czekać
Nim sama słabość, co mu wiernie służy,
Dobije ojca?
Warwik. Zastałem księcia w pobliskim pokoju,
Z twarzą zalaną łzami i w postawie
Pełnej takiego smutku i rozpaczy,
Że tyran nawet krwią i mordem tchnący
Na jego widok zrosiłby swój sztylet
Łzami litości! Otóż on nadchodzi.