Król. Ale dlaczegóż wziął stąd mą koronę?
Widzę go — chodź tu, chodź do mnie Henryku!
Opuśćcie pokój, zostawcie nas samych.
Henryk. Nigdym nie myśłał słyszeć już cie, panie!
Król. Tak, nie myślałeś, boś pragnął Henryku!
Bom cię zmordował już mą obecnością!
Takżeś to chciwy mej władzy i miejsca,
Żeś z głowy ojca, nie czekając pory
Zdjął znak królewski! O, płocha młodości!
Pragniesz potęgi, która cię przygniecie!
Wstrzymaj się chwilę, obłok mojej władzy
Już słabym tylko podpiera się wiatrem,
Wnet się rozpłynie, dzień mój już dogasa.
Wziąłeś ukradkiem to, co w kilka godzin
Byłoby twojem bez cienia zarzutu,
Jakbyś przy zgonie ojca chciał wycisnąć
Pieczęć na mojem o tobie mniemaniu!
Całe twe życie wskazywało jasno,
Żeś mnie nie kochał, a dziś przy mej śmierci
Chciałeś to stwierdzić. Chowałeś w swych myślach
Tysiąc sztyletów, ostrząc je o kamień
Twojege serca, by mi pół godziny
Odebrać życia! więc i pół godziny
Mojego życia tak ci bardzo cięży?
Dobrze więc synu, idź sam własnoręcznie
Wykop dół ojca i daj rozkaz dzwonom,
Niechaj radośnie doniosą twym uszom,
Nie żem ja umarł, lecz żeś ty na tronie!
Niech łzy, co miały spaść na całun ojca,
Będą balsamem twego namaszczenia!
Każ zmięszać przecież zwłoki moje z prochem,
I dawcę życia oddać nie zapomnij
Na łup robakom! Potem możesz zaraz
Zepchnąć z miejsc wszystkich moich urzędników,
Znieść me ustawy, bo nadszedł czas nowy,
Prawo igraszką, królem Henryk piąty!
Górą szaleństwo! precz dostojność tronu!