Że do zniesienia mamy ciężar wspólny.
Go do mnie, niebo biorąc na świadectwo,
Że będę waszym i ojcem i bratem,
Czekam miłości — reszta mem staraniem.
Płakać po drogim ojcu będziem zawsze,
Lecz Henryk żywy każdą dlań łzę waszą
Na tyleż godzin szczęścia wam zamieni.
Książe Jan. Tegośmy pewni, Najjaśniejszy Panie.
Król (poglądając na nich). Patrzycie na mnie z obawą.
Milordzie!
Wszak jesteś pewnym, żem ci nieżyczliwy?
Lord sędzia. Jam pewny, panie, że sądząc mnie słusznie
Nie znajdziesz przyczyn, by mię nienawidzieć.
Król. Nie? A więc książę tak wielkich nadziei
Mógłby zapomnieć tak niegodnych zniewag!
Jako: lżyć, zbesztać, wtrącić do więzienia
Następcę tronu! toż się daje przenieść,
Rzucić do Lety i zatrzeć w pamięci!
Lord sędzia. Kiedym w osobie ojca twego, panie,
Obraz królewskiej władzy miał na sobie,
I w imię prawa ogłaszał wyroki,
Wasza Wysokość przepomniawszy miejsce,
Majestat prawa, władzę sądownictwa,
I obraz króla, który piastowałem,
Raz mi zadałeś na krześle sędziowskiem:
Więc jak przestępcę przeciw króla ojca,
Z całą śmiałością postępując prawa,
Jam was uwięził. Jeśli źle zrobiłem,
To dozwól odtąd, gdy nosisz koronę,
By syn twój z czasem zdeptał twe ustawy,
Urągał sądom twoim i urzędom,
Gwałcił bieg prawa i miecz z rąk wytrącał
Stróżom pokoju i twojej osoby.
Lecz więcej nawet — by plwał na twój obraz
I szydził z ciebie w twoim namiestniku!
Rozważ to, panie, w swej królewskiej myśli,
Zrób tę rzecz swoją, przypuść, że masz syna,
O którym słyszysz, że cześć twojej władzy,
Najistotniejsze twej potęgi prawa,