Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/373

Ta strona została przepisana.
365
AKT PIĄTY. SCENA CZWARTA i PIĄTA.

Dorota. Ty, chodząca śmierci, kościotrupie!
Oberżystka. Ty Anatomio!
Dorota. Nędzniku, chłystku, obdartusie!
Pierwszy pachołek. Dobrze — dobrze!

(Wychodzą).
SCENA PIĄTA.
Plac publiczny koło Westminsterskiego opactwa.
Dwaj inni pachołkowie posypują plac gałęźmi i sitowiem.

Pierwszy pachołek. Więcej, więcej sitowia!
Drugi pachołek. Trąby już dwa razy się odzywały.
Pierwszy pachołek. Zaraz będzie już dwie godziny, jak oni wracają z koronacyi. Spieszmy! spieszmy!

(Pachołki wychodzą).
(Wchodzą Falstaf, Płytek, Pistol, Bardolf i giermek).

Falstaf. Stań tu przy mnie, panie Robercie Płytku. Upewniam was, że król nie zostawi go bez jakiejkolwiek łaski. Ja tylko nań mrugnę, gdy koło nas będzie przechodził: zobaczysz co za miny będzie on do mnie wyrabiał.
Pistol. Błogosławieństwo płucom twoim, szlachetny rycerzu.
Falstaf. Chodź tu Pistolu i stawaj za mną! — (do płytka). Jeśliby mi wystarczało czasu, kazałbym porobić dla siebie nowe suknie, a dla moich ludzi liberyę, za te tysiąc funtów szterlingów, którem u was pożyczył. Ale to nic nie znaczy, ta skromna powierzchowność jeszcze jest lepszą: dowodzi ona pośpiechu, z jakim starałem się go widzieć.
Płytek. Tak, zapewne.
Falstaf. Szczerości mojego przywiązania.
Płytek. Zapewne, że tak.
Falstal. Mojego poświęcenia się.
Płytek. Tak, zapewne, zapewne.
Falstaf. Żem dzień i noc pędził pocztą, żem zapomniał o wszystkiem, nie myślał o niczem, żem nie miał nawet cierpliwości przybrania się jako tako.