Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/377

Ta strona została przepisana.




EPILOG DO WIDZÓW
przez jednego z tancerzy.

Naprzód moja obawa, potem hołd, nakoniec słów kilka. Obawiam się waszej niełaski, hołd jest moim, obowiązkiem, a w kilku słowach chce was prosić o przebaczenie. Jeżeli oczekujecie odemnie próśb wymownych, zginąłem, gdyż to, co mam powiedzieć jest mojego pomysłu, a to cobym powinien powiedzieć, zapewne zostanie przezemnie przekręconem. Lecz przystąpmy odważnie do rzeczy! Wiedzcie więc — jak to już wiecie — że ostatnią razą, po skończeniu sztuki, która się wam nie podobała, prosiłem was z tego miejsca o pobłażanie i przyrzekałem rychłą poprawę. Mówiąc prawdę, liczyłem sobie wtedy, że uiszczę się przed wami z danego słowa, w niniejszej sztuce. Jeżeli i ona jednak, podobnie jak źle obmyślana kupiecka rachuba, zawiodła, tom ja zniszczony przedsiębiorca, a wy, moi szlachetni wierzyciele, jesteście spólnikami straty. Podług przyrzeczenia stawię się dziś w naznaczonym czasie i miejscu, oddając się zupełnie na waszą łaskę. Spuśćcie mi cokolwiek, ja wam cokolwiek wypłacę, a reszta podług zwyczaju większej części dłużników, niechaj się kończy na niepoliczonych oświadczeniach i obietnicach.
Ale wymową nie skłonię was zapewne do darowania mi długu: więc może mi rozkażecie, abym brak jej zastąpił nogami? Byłby to w rzeczy samej bardzo lekki sposób: tańcować za długi! Z tem wszyst-