Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/38

Ta strona została przepisana.
30
KRÓL JAN.

Chcemy obchodzić obrzęd tego ślubu.
Gdzież jest Konstancya? czy jej nie ma z nami?
Wiem, że jej nie ma; jej obecność bowiem
Przeszkodą byłaby małżeństwu temu.
Gdzież ona? gdzież jej syn? kto wie, niech mówi.
Ludwik. W namiocie twoim smutna i cierpiąca.
Król Filip. Zaprawdę, związek, któryśmy zrobili,
Słabe jej smutkom przyniósłby lekarstwo.
Królu angielski! jakże ucieszymy
Tę wdowę? Myśmy przyszli praw jej bronić,
Które, Bóg widzi, inną wcale drogą
Na naszą wyszły korzyść.
Król Jan. Chcemy pomódz
Złemu. Artura mianuję księciem
Bretańskim, Hrabią Riczmond, oraz Panem
Tego pięknego miasta. Zawołajcie
Konstancyę. Niechaj kto pośpieszy prosić,
By uroczystość naszą podzieliła.
Mamy nadzieję, że gdy niezupełnie
Spełnimy miarę życzeń jej, przynajmniej
W niejakiej części zadość im się stanie,
Tak że jej krzykom koniec się położy.
Idźmyż, o ile pośpiech nam pozwoli
Spełnić przystojnie niespodziany obrzęd.

(Wychodzą).

Bękart (sam). Szalony świat! szaleni ci królowie!
Szalony układ! — Jan, chcąc zniszczyć prawa
Artura do całości, zrzekł się części.
Filip (któremu zbroję nałożyło
Sumienie, który wyszedł w pole, zacnej
Litości głosem wywołany, jako
Żołnierz, którego Bóg sam wybrał), Filip
Uległ podszeptom tego, który zmienia
Wszystkie zamiary, który łeb ukręca
Wszelkim przysięgom, który codzień łamie
Wiarę i który ciągnie zysk dla siebie
Z królów, żebraków, starców, ludzi młodych,
Z dziewcząt, od których, gdy prócz tego słowa:
Dziewczyna, trudno wydrwić co innego,
Wykpiwa i to słowo. Chytry szatan,