Gładki, wykwintny panicz: zysk łaknący,
To cel, to skłonność świata. Świat sam przez się
Zrównoważony dobrze, mógłby ciągle
Równo się toczyć po jednakim gruncie;
Lecz właśnie zysk ten, ten cel podły, niski,
Naznacza inną drogę jego ruchom;
On go wybija z wszelkiej równowagi,
Zmienia bieg jego, zamiar i kierunek.
Dziś właśnie tenże zysk, tenże interes,
Ten rajfur, ten niszczyciel wszelkich umów,
Zaślepił oczy słabomyślnej Francyi,
I od pomocy chętniej i szlachetniej,
Od wojny pełnej sławy i honoru
Przywiódł do ugod podłych i hańbiących. —
Ale dla czegóż ja na zysk powstaję? —
Dla tego, że się do mnie nie umizgnął,
Nie zaś, ażebym miał kość mocy zamknąć
Swą rękę, gdyby piękni aniołkowie
Przybyli kiedy moją dłoń powitać.
Dłoń moja odtąd od pokusy wolna,
Jak głodny żebrak, krzyczy na bogacza.
Dobrze więc, pókim żebrak, będę wrzeszczeć:
Że nie ma grzechu, tylko być bogatym.
Gdy się wzbogacę, znowu wołać będę:
Nie ma występku, tylko być żebrakiem.
A gdy królowie, mając zysk na względzie,
Niszczą przysięgi, łamią swe umowy,
Niechże, zysk odtąd moim bogiem będzie.
Jemu chcę służyć — przykład mam gotowy.