Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/42

Ta strona została przepisana.
34
KRÓL JAN.

Tej wszetecznicy i przywłaściciela.
Powiedz, człowieku, nie jestże ta Francja
Krzywoprzysiężcą? — Otruj go słowami
Lub idź! — mnie zostaw samą z moim bólem,
Ja go mam dźwigać sama.
Salisbury. Daruj, pani!
Bez ciebie ja nie mogę iść do królów.
Konstancja. Możesz i pójdziesz. Ja nie pójdę z tobą.
Nauczę smutek mój, aby był dumnym,
Bo boleść dumna — ona właściciela
Swojego czyni zatwardziałym. Do mnie
I przed majestat bolu mego niechaj
Przychodzą króle; bo mój ból tak wielki,
Że go podpora żadna, prócz szerokiej
I silnej ziemi, dźwignąć nie potrafi.
Tu ja z mym bolem siedzę, tu jest tron nasz;
Tu zwołaj królów, niechaj ugną głowy.

(Siada na ziemi).
(Wchodzi król Jan, król Filip, Ludwik, Blanka, Eleonora, Bękart, arcyks. austrjracki i orszak).

Król Filip. Prawda, nadobna córko! dzień ten błogi
Odtąd we Francyi będzie uroczystym.
Aby go uczcić, słońce okazałe
Wstrzyma się w biegu, i jak alchemista,
Blaskiem swojego oka zmieni ziemię
Chudą i szarą w jasną bryłę złota.
Bieg lat, z którymi znowu dzień ten wróci,
Ujrzy go zawsze u nas dniem świątecznym.
Konstancya. To dzień przekleństwa, dzień zły, nie świąteczny.

(Wstaje).

Czem się zasłużył? co ten dzień uczynił,
Aby złotemi głoski w kalendarzu
Między wysokie pory był wpisany?
Raczej wyrzućcie precz ten dzień z tygodnia,
Ten dzień ucisku, hańby, wiarołomstwa!
Lub, jeśli ma już zostać, niech kobiety
Ciężarne proszą, by w nim nie rodziły,
By płód ich nie był w potwór wykręcony;
Niech żeglarz w dniu tym lęka się rozbicia;