Król Jan. Chodź tu
Do mnie, Hubercie!... Dobry mój Hubercie!
Myśmy ci dłużni. W tem więzieniu z ciała
Jest dusza, która cię dłużnikiem mieni
I miłość twoją z lichwą chce zapłacić.
O przyjacielu! chętna twa przysięga
Żyje w twej piersi, w niej się wiernie chroni.
Daj mi twą rękę. — Chciałem coś powiedzieć...
Ale odłożę to do lepszej chwili.
Niebo mi świadkiem, że się prawie wstydzę
Wyznać jak wiele cenię cię, Hubercie!
Hubert. Wielcem ci wdzięczny, Najjaśniejszy Panie!
Król Jan. Nie, przyjacielu! dotąd jeszcze nie masz
Przyczyny być mi wdzięcznym, lecz mieć będziesz.
Choć czas leniwy, przyjdzie jednak pora,
Co mi pozwoli dobrem ci odpłacić.
Chciałem coś mówić... ale dajmy pokój.
Słońce na niebie, dzień zbyt jasny, całym
Orszakiem uciech świata okrążony,
Nadto dziś świetny, nadto strojny, aby
Mógł mię wysłuchać. Gdyby dzwon północy
Twardym językiem i miedzianą gębą
Ogłosił pierwszą śpiącym tworom ziemi;
Gdyby to cmentarz był, gdzie my stoimy,
A ty tysiączną troską ugryziony;
Gdyby ponury duch melancholii
Krew w tobie zwarzył, zrobił gęstą, ciężką,
Aby nie ciekła w żyłach łechcąc, aby
Ten głupiec, uśmiech, nie był w ludzkiem oku,
Ni pusta radość w twarzy (jej nie lubią
Zamiary moje); albo gdybyś mógł mię
Widzieć bez oka i bez ucha słyszeć,
I bez języka dać mi twą odpowiedź;
Gdybyś mógł użyć jednej tylko myśli
Bez oczu, uszu i niebezpiecznego
Dźwięku wyrazów, mimo baczną czujność
Dnia, w twoje łono przelałbym swe myśli.
A teraz... nie chcę. Przecież ja cię kocham,
I prawiem pewny, że i ty mię kochasz.
Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/52
Ta strona została przepisana.
44
KRÓL JAN.