Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/55

Ta strona została przepisana.
47
AKT TRZECI. SCENA CZWARTA.

Pandulf. Pani!
Szaleństwo raczej, a nie żal wyrażasz.
Konstancya. Nie jesteś świętym, żeś mię tak okłamał.
Jam nie szalona — Włosy, które szarpię,
Moje; nazywam się Konstancya; byłam
Gotfryda żoną; mały Artur, syn mój...
A jego nie ma. Nie, jam nie szalona,
Dałyby nieba, żebym nią być mogła!
Wtenczasbym sama siebie zapomniała,
I zapomniała o swym wielkim bolu,
Wynajdź mi mądrość jaką, coby mogła
Odjąć mi rozum — kanonizowanym
Możesz być za to. Jam nie zwaryowała,
Ja czuję boleść moją; i mój rozum
Wymyśla tylko środki, jak jej pozbyć?
Uczy mię, czy się zabić, czy powiesić?
Gdybym waryatką była, syn mój znikłby
Z mojej pamięci, lub w szalonych marach
W lalce z gałganów mogłabym go widzieć.
Nie jestem ja waryatką — nadto czuje,
Jaki ból sercu każda klęska daje.
Król Filip. Zwiąż te warkocze. Jaką miłość widzę
W tem pięknem mnóstwie włosów! Gdzie przypadkiem
Srebrna upadła kropla, tam koło niej
Tysiące zbiera się przyjaciół; wiernych
Jak nierozdzielne serca, które w rozpalonej
Klęsce wzajemnie wspomódz się starają.
Konstancya. Do Anglii, jeśli pragniesz.
Król Filip. Zwiąż swe włosy.
Konstancya. Zwiążę... i powiem czemu. Rozpuściłam
Węzły mych włosów i wołałam głośno:
„Gdyby te ręce mogły tak wyzwolić
Syna, jak włosom tym swobodę dają“.
Teraz zazdroszczę im wolności. Znowu
W ciasne, jak pierwej, więzy je skrępuję,
Bo moje dziecię w więzach — Kardynale!
Kiedyś mówiłeś, że się obaczymy,
I że poznamy swych przyjaciół w niebie.
Jeśli to prawda, ja obaczę znowu
I moje dziecię: bo od urodzenia