Bardziej w imieniu bezpieczeństwa twego,
Które jest celem wszystkich) z serca żądam,
Ażeby Artur był oswobodzonym.
Jego niewola wiele ust niechętnych
Pobudzi do mruczenia. Rzekną słusznie:
Jeśli posiadasz prawnie, co w pokoju
Posiadasz, skądże trwoga, która zwykle
(Jak oni mówią) towarzyszy krzywdzie?
Czemu w więzieniu twój nieletni krewny
W niewiadomości traci dni najlepsze,
I pozbawiony wszelkich zacnych ćwiczeń?
Tak, żeby czasów tych nieprzyjaciele
Nie korzystali z tej okoliczności,
Pozwól się prosić, żeś nam sam rozkazał
Jego swobody się domagać. Nasze
Dobro o tyle tylko mam na względzie,
O ile nasze dobro od twojego
Całkiem zależy. — Niech więc będzie wolnym.
Król Jan. Niech będzie — młodość jego wam polecam.
Hubert (wchodzi). Hubercie! powiedz, co tam masz nowego?
Pembrok. Ten człowiek miał wykonać krwawą czynność.
Pełnomocnictwo widział mój przyjaciel.
Obraz występku szpetny, nienawistny
Jest w jego oczach. Ta zamknięta postać
Zdradza złe myśli niespokojnej duszy.
Boję się zatem, czy już nie wykonał
Zleceń, o których z drżeniem wspominamy!
Salisbury. Twarz króla mieni się, i patrz, jej farba
Idzie i wraca ciągle od sumienia
Do przedsięwzięcia, jakby herold jaki
Pomiędzy dwoma strasznych wojsk rzędami.
Namiętność już dojrzała, musi pęknąć.
Pembrok. Jak pęknie, boję się, czy nie wyleje
Zgnilizny śmierci niewinnego dziecka.
Król Jan. Wstrzymać nie możem silnej ręki śmierci.
Chociaż chęć nasza zadość wam uczynić
Trwa — cel próśb waszych, Artur, już nie żyje.
Właśnie mi doniósł, że tej nocy umarł.
Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/65
Ta strona została przepisana.
57
AKT CZWARTY. SCENA DRUGA.