Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/69

Ta strona została przepisana.
61
AKT CZWARTY. SCENA DRUGA.

Hubert. Królu! widziano w nocy pięć księżyców:
Cztery — jak mówią — stałych, piąty dziwnym
Obrotem kręcił się koło nich wszystkich.
Król Jan. Co? pięć księżyców?
Hubert. Dziwne przepowiednie
Starcy i baby stąd wyprowadzają.
We wszystkich ustach tylko śmierć Artura.
Gdy o nim mówią, potrząsają głową
I w uszy sobie szepcą coś nawzajem.
Ten, który mówi, ściska ręce drugich,
Ci, co słuchają, straszne robią miny,
Brew się ich marszczy i zatacza oko.
Widziałem tam kowala, jak stał z młotem,
Żelazo jego stygło na kowadle,
A on otworzył gębę i połykał
Nowiny krawca, który z nożycami
I miarką w ręku, depcąc swe pantofle,
(Które z pospiechu wziął z przeciwnej nogi),
Prawił o męstwie i tysiącach wojska
Francuzów, którzy już wylądowali
I w Kent, w bojowym szyku stoją. Jakiś
Brudny rzemieślnik nie dał mu dokończyć
I zaczął znowu o Artura śmierci.
Król Jan. Dlaczego wrażasz we mnie te postrachy?
Czemu tak często mówisz o Artura
Śmierci? — wszak twoje ręce go sprzątnęły.
Ja miałem powód życzyć, aby nie żył,
Lecz ty nie miałeś za co go zabijać.
Hubert. Nie miałem? któż mi kazał? nie ty? Królu!
Król Jan. Toć jest przekleństwem królów, że im podli
Służą, i kaprys ich za rozkaz biorąc,
W dom życia krwawą ręką wpaść gotowi,
W każdem skinieniu władzy widzą prawo,
Myśl majestatu z groźnej brwi czytają,
Gdy on tymczasem marszczy brew swą może
Z humoru tylko i bez myśli.
Hubert. Na to,
Com zrobił, mam twą rękę i twą pieczęć.
Król Jan. Gdy do rachunku przyjdzie między niebem
I ziemią, wtenczas ręka ta i pieczęć