Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/72

Ta strona została przepisana.
64
KRÓL JAN.

Pembrok. Kto przywiózł ci ten list od kardynała?
Salisbury. Hrabia Melunu, zacny pan francuski.
Z jego rozmowy widna więcej jeszcze
Przyjaźń delfina, niźli z tego pisma.
Bigot. Więc jutro rano możem go powitać.

(Bękart wchodzi).

Bękart. Dziś po raz drugi witam was, Lordowie
Gniewni! król kazał was do siebie prosić.
Salisbury. Król sam się nas pozbawił. Nie myślimy
Honorem naszym łatać jego ciasny
I poplamiony płaszczyk, ni iść za nim,
Gdy jego noga pozostawia wszędzie,
Gdziekolwiek stąpi, ślady krwi. Wróć zatem
I to mu od nas powiedz. Wiemy wszystko,
Co jest najgorsze.
Bękart. Myślcie, co myślicie,
A dobre słowo, podług mnie, najlepsze.
Salisbury. Nasz smutek dzisiaj niech wymówką będzie,
Żeśmy niegrzeczni.
Bękart.Ale w smutku waszym
Nie ma rozumu. Byłoby rozumniej,
Gdybyście także i grzeczniejsi byli.
Pembrok. Mój Pan ie! wszakże słuszny gniew miał zawsze
Swe przywileje.
Bękart. Prawda, szkodzić temu,
Kto zagniewany, i nikomu więcej.
Salisbury. To jest więzienie — ale któż tu leży?

(Postrzega Artura).

Pembrok. O śmierci! pysznij-że się tym księżycem,
I czystym wdziękiem. Ziemia nie ma jamy,
Aby tę czynność ukryć.
Salisbury. I morderstwo,
Znienawidziwszy własny swój postępek,
Jawnym go czyni dla rychlejszej pomsty.
Biżot. Morderca, zdając piękność tę mogile,
Znalazł ją nadto cudną dla mogiły.
Salisbury. Ryszardzie! i cóż myślisz? czyliś kiedy
Widział? czyś kiedy czytał albo słyszał?
Lub mógł pomyślić? a i teraz nawet
Widząc, czy wierzysz sobie, że to widzisz?