Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/82

Ta strona została przepisana.
74
KRÓL JAN.

Pandulf. Lecz z jednej tylko strony rzecz tę widzisz.
Ludwik. Czy z dwóch, czy z jednej, wracać ani myślę,
Póki mój zamiar tak się nie uwieńczy,
Jak to nadziejom moim obiecano.
Nimem zgromadził to odważne wojsko,
I pozwoływał te ogniste dusze
Z całego świata, aby popatrzyły
Na piękną zdobycz i zyskały sławę
Choć w niebezpiecznej paszczy klęsk i śmierci.

(Słychać trąbę).

Jakaż to znowu trąba nas przyzywa.

(Bękart wchodzi).

Bękart. Jak każe ceremonia tego świata,
Proszę o posłuchanie. Jam przysłany
Na to, ażeby mówić. Król chce wiedzieć,
Mój święty Panie Medyolański, jaki
Skutek poselstwa twego i namowy?
Twoja odpowiedź poda mi materyę
I językowi memu da granicę.
Pandulf. Delfin sprzeciwia się z uporem, nie chce
Przełożeń moich słuchać, i oświadczył
Krótko i zwięźle, że nie złoży broni.
Bękart. Ma racyę młody człowiek, mówi dobrze,
Klnę się krwią wszystką, jaką kiedykolwiek
Zionęła wściekłość ludzka. Posłuchajcież,
Co król angielski mówi; bo przeze mnie
Tak najjaśniejszy pan przemawia do was,
On całkiem gotów — i tak należało;
A z tej wyprawy małpiej i swawolnej,
Z tej zbrojnej maskarady, z tej zabawki
Tak nieroztropnej, z tego bezbrodego
Zuchwalstwa i tych wojsk chłopczykowatych
Król się naśmiewa, gotów tę drobniutką
Wojnę, tę armię pigmejczyków wymieść
Z całej przestrzeni swego terotoryum.
Ta ręka, która miała dosyć siły
I u drzwi waszych dobrze was wychłostać,
Tak, żeście w ciasne uciekali furtki;
Jak wiadra, w ciemne studnie się nurzali;
W zasiekach stajni kryli się; leżeli,