Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/88

Ta strona została przepisana.
80
KRÓL JAN.

Bękart. Ten lub ów, jak zechesz. Przecież,
Jeżeli bardzo chcesz mię zobowiązać,
Pomyśl, że idę od PlantażenetÓw.
Hubert. O zła pamięci! I ty ślepa nocy!
Wyście mię ciężko zawstydzili. Daruj,
Mężny żołnierzu, że twój głos i słowa
Uszły przed znajomością mego ucha.
Bękart. Chodź, chodź! — sans compliment! — i cóż nowego?
Hubert. Błąkam się w ciemnej nocy tu i ówdzie,
Szukając ciebie.
Bękart. Krótko mówiąc, na co?
Hubert. O miły panie! moja wieść podobna
Tej nocy — czarna, straszna, bez pociechy!
Bękart. Pokaż mi miejsce jej najboleśniejsze.
Jam nie kobieta, nie zemdleję, wierz mi.
Hubert. Podobno król nasz struty przez jakiegoś
Mnicha. Już traci mowę. Jam co prędzej
Biegł uwiadomić cię o tem nieszczęściu,
Byś w złej przygodzie lepiej się uzbroił,
Niż gdybyś później o tem się dowiedział.
Bękart. Jak wziął truciznę? kto kosztował przed nim?
Hubert. Mnich jakiś, mówię, determinowany
Złoczyńca, w którym pękły już wnętrzności.
Król jeszcze mówi — może jest nadzieja?
Bękart. któż go pilnuje? kogoś tam zostawił?
Hubert. Jak kto? więc nie wiesz? Powrócili wszyscy
Lordowie, z nimi książę Henryk przybył.
Na jego prośby winnym król przebaczył,
I wszyscy teraz są około niego.
Bękart. Zatrzymaj gniew swój, potęgo nieba!
I nie doświadczaj nas nad nasze siły!
Słuchaj, Hubercie! moich sił połowa,
W przejściu przez brody, zaskoczona wodą,
I przy Linkolnie zalew ją pochłonął.
Ja sam zaledwiem sił ocalił, dzięki
Memu koniowi. Wiedź-że mię do króla,
Żeby nie umarł wprzód, nim przybędziemy.

(Wychodzą).