Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/89

Ta strona została przepisana.
81
AKT PIATY. SCENA SIÓDMA.



SCENA SIÓDMA.
Tamże. Ogród przy opactwie w Swinstid.
Wchodzi KSIĄŻĘ HENRYK, SALISBURY i BIŻOT.

Ks. Henryk. Zapóźno. Życie jego krwi zepsute,
I mózg, to złomne (jak niektórzy twierdzą)
Mieszkanie duszy, mową niezwiązaną,
Już przepowiada koniec śmiertelności.

(Pembrok wchodzi).

Pembrok. Król jeszcze mówi, w tem jest przekonaniu,
Że jeśli świeżem będzie mógł odetchnąć
Powietrzem, zmniejszy się gwałtowny ogień
Trucizny, która pali go i trawi.
Ks. Henryk. Niech go wyniosą tu, do tego sadu.

(Biżot wychodzi).

Czy jeszcze w furyi?
Pembrok. Teraz spokojniejszy,
Niż był niedawno, nawet zaczął śpiewać.
Ks. Henryk. Zwodność choroby! Te okrutne męki
Im trwają dłużej, tem mniej czuć się dają.
Śmierć, pokonawszy i zdobywszy ciało,
Rzuca je zwolna, w oblężenie bierze
Duszę, i ją zaczyna kłóć i razić
Legionem marzeń i fantazyi dziwnych.
Które, w tumulcie tego ostatniego
Napadu, jedna z drugą się nie wiążą.
To niepojęta jadnak, że śmierć śpiewa!
Jam syn łabędzia tego, co tak osłabł,
Co hymn bolesny własnej śmierci śpiewa.
Który organem swej niemocy, ciało
I duszę do spoczynku odśpiewuje.
Salisbury. Bądź dobrej myśli, książę! tyś zrodzony,
Abyś dał formę tym zmieszanym częściom,
Które bezkształtne do rąk swych przyjmujesz.

(Powraca Biżot ze sługami, którzy wnoszą króla Jana na krześle).

Król Jan. Ha! teraz duszy mojej coś przestronniej.
I drzwi i okien było jej za mało.
W mem łonie takie lato, taki upał,
Że wszystko we mnie w popiół się zamieni.