kiem trzeba czekać, aż pieczywo ostygnie, jeśli nie chcesz ust sobie sparzyć...
Troilus. Cierpliwość nawet, chociaż to bogini,
Przed męką chyżej cofa się odemnie.
Ileż to razy u stołu Pryama,
Gdy nagle na myśl przyjdzie mi Kresyda —
Przyjdzie? Czyż wyszła kiedy z moich myśli?
Pandarus. Już to prawda: wczorajszego wieczoru była tak piękną, że piękniejszej dziewczyny rudno sobie nawet wyobrazić.
Troilus. Posłuchaj: serce chciało mi już pęknąć,
Tak je westchnienia rozsadzały ciche.
By nic nie poznał ojciec, ani Hektor,
Ukryłem w fałdach uśmiechu westchnienie,
Biorąc wzór z słońca, co świeci wśród burzy.
Lecz z troski zawsze, nawet kiedy miota
Pozory szczęścia — rodzi się zgryzota.
Pandarus. O, tak! Gdyby jej włosy nie były odrobinę ciemniejsze od włosów Heleny — chociaż co to szkodzi? — nikt nie potrafiłby odróżnić jednej od drugiej. Oczywista, niemogę zapominać, że Kresyda jest moją krewniaczką. Nie chciałbym jej, jak to się powiada, wymazać z pamięci. Ach, gdyby ją kto wczoraj, jak ja, słyszał mówiącą! Nie uwłaczam bynajmniej rozumowi twojej siostry Kasandry, w każdym atoli razie..
Troiuis. Pandarze, słuchaj, mówię ci, Pandarze!
Jeżeli twierdzę, że tam utonęła
Moja nadzieja, nie pytaj, na ile
Zapadła sążni... Mówię ci: szaleję
Z miłości dla Kresydy. Zwiesz ją piękną,
W otwartą ranę serca mego wglądasz,
Prawisz o licu, o włosie, o głosie,
O chodzie... Słuchaj, jej rączka tak biała,
Ze wszelka białość sama na ten widok,
Jakby atrament, wyrok sobie pisze:
A jaka mięka! Łabędzi puch nawet
Wobec niej cięży, muśnięcie zaś zda się
Twardem, jak zgrzebne dłonie. Prawisz o tem