Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/108

Ta strona została przepisana.
102
TROILUS I KKESYDA.

Podczas gdy ja przysięgam ci, że kocham.
Pandarze! W każdą z ran, które mi miłość
Zadała, wkładasz mową swą nie balsam,
Jeno ukuty przez nią sztylet.

Pandarus. Mówię, co prawda.
Troilus. Mniej nawet!
Pandarus. Jako żywo, umywam ręce od wszystkiego. Niech ona sobie będzie, jaka jest! Jeśli jest piękną, tem lepiej dla niej; jeśli zaś nie jest piękną — nie bój się: potrafi dać sobie radę.
Troilus Drogi Pandarze... Co tobie, Pandarze?
Pandarus. Przejadła mi się ciągła mitręga. Nie umiesz ty mnie ocenić i ona nie umie mnie ocenić. Nabiegałem się tędy i owędy, a czy mi kto choć dobre słowo powiedział za to?
Troilus. Gniewasz się, drogi Pandarze? Czy na mnie?
Pandarus. Ponieważ to moja krewna, nie uchodzi więc za tak piękną, jak Helena. Gdyby jednak nie była moją krewną przyznałby każdy, że może być ładną Helena, lecz i jej nic nie brakuje. Cóż? Mnie to ani swędzi, ani boli! Niech nawet czarna będzie, jak murzynka, wszystko mi jedno!
Troilus. Czyż twierdzę, że Kresyda nie piękna?
Pandarus. Twierdź sobie, co ci się podoba! Głuptas z niej, że nie poszła za ojcem; do Greków powinna się udać — powiem jej to przy pierwszem widzeniu. Co do mnie, nie chcę się odtąd mięszać...
Troilus. Pandarze!
Pandarus. Powiedziałem.
Troilus. Poczciwy Pandarze!
Pandarus. Proszę cię, daj mi pokój! Zostawiam wszystko tak, jak zastałem — i basta!

(Pandarus odchodzi. Słychać w oddali trąby bojowe).

Troilus. Zmilknij surowca gro, przeklęty dźwięku!
Głupcy z głupcami walczą. Ze Helena
Piękna, nie dziwo, jeśli ją codziennie
Krwią różujecie własną... Mnie ten powód
W bój nie pociągnie... Wyżej miecz mój cenie.
Lecz Pandar — bogi, jakże mnie nękacie! —