Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/111

Ta strona została przepisana.
105
AKT PIERWSZY. SCENA DRUGA.
(Wchodzi Pandarus).

Kresyda. Któż to idzie?
Aleksander. Stryj wasz panienko, Pandarus.
Kresyda. Już to z Hektora dzielny żołnierz!
Aleksander. Nie znaleść drugiego takiego, panienko.
Pandarus. Co mówicie? Co mówicie?
Kresyda. Dzień dobry, stryjaszku!
Pandarus. Dzień dobry, kochana Kresydo! O czem to rozmawiasz? Dzień dobry, Aleksandrze! — Jakże się miewasz, duszko? Dawno byłaś w Ilium?
Kresyda. Dziś rano, stryjaszku!
Pandarus. O czem rozmawialiście, gdym nadszedł? Czy Hektor miał już na sobie zbroję i wyruszył do boju, gdy stanęłaś w Ilium? Helena zapewne jeszcze nie wstała, nieprawdaż?
Kresyda. Hektor już poszedł, ale Helena jeszcze nie wstała.
Pandarus. Tak, tak, Hektor wcześnie dziś się zerwał!
Kresyda. Mówiliśmy właśnie o tem. Mówiliśmy również i o tem, że był wzburzony.
Pandarus. Był wzburzony?
Kresyda. Tak twierdzi Aleksander.
Pandarus. Naturalnie, że był wzburzony. Wiem nawet, dla czego. Skroi on im dzisiaj kurtę, można to z góry przepowiedzieć, Troilus zaś z pewnością nie da mu się zawstydzić. Niech się tylko mają na baczności przed Troilem — mnie przecie można wierzyć.
Kresyda. Cóż to? Miałby i on zionąć gniewem?
Pandarus. Kto, Troilus? Jemu stanowczo należy się pierwszeństwo.
Kresyda. Na Jowisza! Niepodobna przecie ich dwóch porównywać nawet.
Pandarus. Troila z Hektorem? Czyż nie poznasz mężczyzny z samego wejrzenia?
Kresyda. Od razu — jeśli przedtem widziałam go i znałam.
Pandarus. Bardzo słusznie! Ja zawsze powiadam swoje: Co Troilus, to Troilus!