Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/117

Ta strona została przepisana.
111
AKT PIERWSZY. SCENA DRUGA.

Pandarus. Nie — a raczej, tak — o, on umie bić się. — Dziwi mnie tylko, gdzie Troilus. — Ale słuchaj! Czy lud nie woła: „Troilus!“ — Helenus jest przecie kapłanem.
Kresyda. Cóż to za ciura wlecze się?

(Przechodzi przez scenę Troilus).

Pandarus. Gdzie? Tam? Ach, to Deifobus. — Co? To Troilus! No! Rycerz całą gębą, kochanko! Hm... Dzielny Troilu, kwiecie rycerstwa!
Kresyda. Cicho! Wstydzilibyście się, stryjaszku! Cicho!
Pandarus. Uważaj, nie spuszczaj go z oka; o, dzielny Troilu! Przypatrz mu się dobrze, duszko! Czy widzisz: krew kapie z jego miecza, a jego szyszak jeszcze mocniej pozałamywany, niż hełm Hektora! A jak on patrzy, jak stąpa! O, młodzieńcze przedziwny, choć dwudziestu trzech lat nie skończyłeś jeszcze! Z Bogiem, Troilu, z Bogiem! Gdybym miał Gracyę za siostrę, albo boginię za córkę, pozostawiłbym mu wolny między niemi wybór! O, podziwu godny mężu! Parys? Parys wobec niego mucha. Idę o zakład, że Helena przemieniłaby się chętnie i dałaby sobie w dodatku wyjąć jedno oko, aby dostać Troila.

(Przechodzi przez scenę grupa wojowników)

Kresyda. Oto i inni idą.
Pandarus. Osły, woły, barany! Otręby i plewa; Musztarda po obiedzie! W obliczu Troila tylko żyć i umierać! Nie warto nawet, abyś patrzyła na innych; przeleciały już orły, reszta to same kawki i wrony, kawki i wrony! Wolałbym być mężem jak Troilus, niż jak Agamemnon lub którykolwiek z Greków.
Kresyda. Ależ jeśli o Grekach mowa, to u nich Achilles w każdym razie więcej znaczy, niż Troilus.
Pandarus. Achilles? Ot, potyradło dobre do pchania taczek i dźwigania worów, wielbłąd i nic więcej!
Kresyda. Dobrze już, dobrze!
Pandarus. Dobrze, dobrze? Czy ty nie masz głowy na karku, czy ty nie masz oczu w głowie?