Lecz choć w mych oczach przerasta o głowę,
Troil pochlebstwa nawet Pandarowe —
Baczność! Przystraja nas w czar pożądanie,
Nasyć je tylko, a urok ustanie.
Niech o tem każda kochana pamięta,
Że w niepoddaniu się tkwi jej ponęta —
Że nie dorówna nigdy czar ziszczenia
Temu, co żądzę pragnień opłomienia.
Niechże mi świętą będzie ta maksyma:
Sługą, kto pragnie, — panem, kto otrzyma —
I choćby miłość owładła mną całą,
Nie zdradzi oko, co się z sercem stało!
Agamemnon. Książęta!
Od jakiej troski zżółkły wam oblicza?
Cel, który sobie zakreśla nadzieja,
Odkąd świat światem, spełnić się w całości
Nie może; trudność i przeszkody krążą
W najwznioślejszego nawet żyłach czynu.
Jako brodawki, płód zepsutych soków,
Wstrzymują rozwój smukłej, zdrowej sosny,
Aż się pokrzywi i skarleje w końcu —
Ani nas dziwić powinno, książęta,
Gdy nas nadzieje zwiodły i lat siedem
Nie wystarczyło, by obalić Troję,
Gdyż każdy atak przez nas ułożony
Uległ spaczeniu, nie osiągnął celu
Wbrew obliczeniom, które sobie skrzętnie
Poczynił umysł. Czemuż, o, książęta,
Z wstydem patrzycie na spełnione czyny,
Jakgdyby hańbą było, to co w gruncie
Jest tylko nazbyt długą próbą Zeusa
Żądnego wiedzieć, czy wytrwałość jeszcze