Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/120

Ta strona została przepisana.
114
TROILUS I KRESYDA.

Nie znikła z ziemi? Bo nie sztuka wytrwać,
Gdy szczęście sprzyja; bo tchórz, czy bohater,
Mędrzec czy głupiec; doktor, czy bakałarz
Stoik, czy piecuch — są wówczas jednacy.
Lecz gdy Fortuna burzą, wichrem smaga,
Gdy wszystko wielką poruszy łopatą,
Wtedy dopiero odlatuje plewa,
A to, co ciężkie przez swoją zawartość,
Zostaje, zdobne w cnoty, niezmięszane.
Nestor. Nie uwłaczając boskiemu tronowi,
Który posiadłeś, cny Agamemnonie,
Objaśni Nestor ostatnie twe słowo.
Wśród przeciwności daje się mąż poznać.
Na cichem morzu drobna łódka fruwa,
Gładką swą piersią prując wodę obok
Szlachetnej, dumnej nawy.
W tem zawadyaka Boreasz rozgniewał
Cichą Tetydę; spójrz, jak wały wodne
Szybko przecina okręt o potężnych
Żebrach; jak skacze po wodnym żywiole
Podobny rumakowi Perseusza!
Gdzież łódź, co chciała wątłością swą sprostać
Onej potędze? Umknęła do portu,
Jeśli jej Neptun nie połknął po drodze.
Jakże oddziela groźna burza losu
Pozory siły od prawdziwej siły!
W piękny dzień mucha nawet strwoży trzodę,
Jakby sam tygrys; lecz gdy dzika burza
Ugnie kolano pękatego dębu,
A mucha schronu szuka, — wtedy tabun
Sam się wściekłością staje, rozwścieklony
I równie groźnym głosem odpowiada
Na onej furyi ryk.
Ulisses. Agamemnonie!
Władyko możny, praw y Greków wzorze,
Ty serce naszych hufców, wielki duchu,
W którym powinna zamknąć się istota
I myśl nas wszystkich, wysłuchaj Ulissa.
Hołd i cześć tobie, potężny swą władzą,