Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/122

Ta strona została przepisana.
116
TROILUS I KRESYDA.

Unosi, grzebie, druzgoce, porywa,
Obraca w niwec harmonię i spokój
Potrzebny państwom! Jeżeli wiec stopnie,
Te szczeble na drabinie wszystkich szczytnych
Planów, zburzymy, nic się nam nie uda.
Jak bowiem mogą gminy, szkół godności;
Miast cechy; brzegów morzem rozdzielonych
Bratnie handlowe węzły; lub jak może
Pierwszeństwo i przywilej pierworództwa,
Cześć dla starości, berła, tronu, laurów —
Odwieczne praw a zachować bez stopni?
Znieś stopnie, pozbaw dźwięku ową strunę,
I słuchaj, co za dysonanse! Wszędzie
Powstanie opór. Wzburzone wód tonie
Wylewem wały przesadzą i w błoto
Cały nam glob rozmiękczą; siła będzie
Tyranem słabej niezdarności; ojca
Zabije syn brutalny — siła bowiem
Nazwie się prawem; nie: prawo natenczas,
Jak i bezprawie utracą nazwisko.
Wszystko rozpłynie się bez śladu w gwałcie,
Gwałt w samowoli, samowola w żądzy,
A ona żądza, wilk uniwersalny,
Podwójnie mocny: rozjuszony gwałtem.
Porwie świat cały, jako łup, aż w końcu
Połknie i ciebie też, Agamemnonie!
Ten chaos — znieśmy tylko stopnie — wstanie
Zaraz z ich gruzów.
Brak czci dla stopni w tył cofa się zawsze,
Choć mu się zdaje, iż pospiesza naprzód.
Szydzi z dowódzcy najbliższy poddany,
Z tego, co po nim pierwszy, szydzi drugi,
A z następnego niższy znów; tak zwolna
Nieposłuch coraz dalej jad swój szerzy,
Każdego trując gorączką zazdrości,
Przez blade, nędzne współzawodniczenie.
Owa gorączka właśnie broni Trojan,
A nie ich oręż. Słowem: ocaliła
Troję niezdarność nasza, nie jej siła.