Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/126

Ta strona została przepisana.
120
TROILUS I KRESYDA.

Eneasz. Alboż z sekretem przychodzę do niego?
Czyż trąba w uszy jego nie zadąłem,
Aby je zbudzić i skłonić ku sobie?
Przemówię zatem.
Agamemnon. Mów, jak wiatr, swobodnie.
To nie czas drzemki u Agamemnona.
Dowiedz się, Trojańczyku, że on czuwa
I sam ci o tem mówi.
Eneasz. Nieście surmy,
Spiżowy dźwięk swój w ospałe namioty,
Każdemu z mężnych Greków obwieszczając,
Że Troja głośno myśl swą wypowiada

(Słychać trąby).

Agamemnonie, żyje w murach Troi
Książę Hektorem zwany, syn Pryama
Którego rozejm przydługi i głuchy
Rdzą pokrył. Oto rzekł on: Uderz w trąby
I tak mów: Króle, książęta, władyki,
Gdy jest ktoś wśród szlachetnych synów Grecyi,
Kto wyżej ceni honor niźli spokój,
Kto w imię sławy drwi z niebezpieczeństwa,
Kto zna odwagę swą, lecz nie zna trwogi,
Kto szczerzej kocha bogdankę, niż słowy
I przysięgami wyraził, a stwierdzić
Jej wdzięk i wartość potrafi nietylko
Bronią miłości — temu zapowiadam:
W obliczu Greków zarówno, jak Trojan,
Hektor dowiedzie, lub spróbuje dowieść.
Że ma kobietę mędrszą, milszą, droższą,
Niż którykolwiek Grek do piersi tulił.
Rankiem nazajutrz znowu trąby zabrzmią
W waszym obozie i u murów Troi,
By powstał Greczyn wytrwały w miłości.
Jeśli się znajdzie, to Hektor go uczci.
W przeciwnym razie mówić będzie w Troi:
Greczynki, słońcem spalone, niegodne
Ni drzazgi z włóczni. — Oto moja misya.
Agamemnon. Dosłownie zakochanym rzecz powtórzę.
Gdy nie wystąpi nikt tak pałający,