Pierwszy szlachcic. A ty aksamitem; aksamitem postrzyżonym trzykrotnie. Wolę być krajką z kawała angielskiego włosiatego szaraczku, aniżeli aksamitem, postrzyżonym francuskiemi nożycami. A co? dobrze ci dogryzam.
Lucyo. I owszem i owszem, widać dobrze cię przegryzło, zanim doszedłeś do takiej wprawy w odgryzaniu. Twoje własne zeznanie uczy mnie, jak pić twe zdrowie: dopóki żyję, pamiętać będę zawsze, ażeby nigdy nie pić po tobie.
Pierwszy szlachcic. Zdaje mi się, że sam sobie zaszkodziłem, czy nie?
Drugi szlachcic. Tak jest, zaszkodziłeś sobie bez względu na to, czyś się zaraził, czy wyszedłeś cało.
Lucyo. Patrzcie! patrzcie! Idzie pani Uśmierzycka. Nabawiłem się pod jej dachem tyle chorób, że mi wypadają —
Drugi szlachcic. Na ile, proszę?
Pierwszy szlachcic. Zgadnijcie.
Drugi szlachcic. Na trzy tysiące talarów rocznie.
Pierwszy szlachcic. Ej! i więcej.
Lucyo. Francuską koronę w dodatku.
Pierwszy szlachcic. Wyobrażasz sobie we mnie same tylko choroby; ale mylisz się, jak najzupełniej czerstwy ze mnie człowiek.
Lucyo. I owszem; ale to nie to samo, co zdrowy: jesteś czerstwy, to znaczy wyschły: Kości twoje wyschły; bezbożność biesiadowała na tobie.
Pierwszy szlachcic. A! witajcie! A w którem biodrze głębsza scyatyka.
Rajfurka. No, no... Aresztowali właśnie i zaprowadzili do więzienia człowieka, który był pięć tysięcy razy więcej wart od was wszystkich.
Pierwszy szlachcic. A kogo to? proszę cie, powiedz.
Rajfurka. A kogo by tam? Klaudya! pana Klaudya.
Pierwszy szlachcic. Klaudyo w więzieniu? To być nie może.