Parys. Słońce wysoko już. Nadeszła pora,
Aby ją wydać temu Greczynowi.
Drogi Troilu, twoja rzecz powiedzieć
Onej panience to, co stać się musi.
Przyzwij ją...
Troilus. Proszę wejdźcie do dom, panie.
Na miejscu zaraz oddam ją Grekowi.
Dłoń jego, który weźmie ją, niech będzie
Ołtarzem, brat zaś twój, Troil, kapłanem
Serce swe własne niosącym w ofierze.
Parys. Ja wiem, co miłość znaczy:
Gdybyżem mógł ci dać zamiast współczucia
Pomoc! Panowie, wejdźmy.
Pandarus. Panuj nad sobą, dziecię, panuj!
Kresyda. O panowaniu nad sobą nie mówcie!
Czuję głęboką, pełną, całą boleść,
Tak mi gniotącą serce bezlitośnie,
Jak jej przyczyna; jakże nią zawładnąć?
Ba, gdybym mogła stłumić moją skłonność,
Mniej ją ponętną uczynić, oziębić,
Wówczas bym mogła i ból opanować,
Ale zbyt silnie serce mi oplata
One uczucie i zbyt wielka strata!
Pandarus. Otóż i on tu. Biedne gołębięta!
Kresyda. O, mój Troilu, Troilu!