Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/200

Ta strona została przepisana.
194
TROILUS I KRESYDA.

Troilus. Precz, precz z nią!
Kasandra. Bądź zdrów — lecz cyt! — ja żegnam cię, Hektorze!
Łudząc się, ściągasz na nas sądy boże.

(Odchodzi).

Hektor. Jękjej w zdumienie wprawia ciebie, władzco!
Pójdź, niech twe słowa lud nam rozochocą,
A wrócim z wieścią pomyślną przed nocą.
Pryam. Bądź zdrów! Mech bogi mają cię w swej pieczy!

(Pryam i Hektor rozchodzą się w różne strony. Słychać trąbienie).

Troilus. Walczą już. Niech mnie dobre bóstwo wiedzie:
Dasz mi szyszaka ozdobę, Dyomedzie!

(Chce odejść. Zjawia się Pandarus).

Pandarus. Posłuchaj, mój najlepszy książę, posłuchaj!
Troilus. Co się stało?
Pandarus. Oto liścik od twej biednej dzieweczki.
Troilus. Pokaż go.
Pandarus. Zapowietrzona astma, zapowietrzona, dyabelska astma tak mi dojadła, a przytem doprawił mi nieszczęsny los tej dziewczyny; to jedno, to drugie, tak mnie dręczą, że maluczko, a zadrę nogi. Przytem oczy mi skaprawiały i w kościach mnie łamie, jakby kto zadał mi uroki, bo inaczej nie umiem sobie tego wytłumaczyć. — Cóż ona pisze?

Troilus. Czcze słowa tylko, ani trochę serca!

(Drze list).

W rzeczywistości szuka innej drogi.
Wietrze, do wiatru pędź, wirujcie serca!
Słówka ma dla mnie, jako dar jedyny,
A dla tamtego stroi miłość w czyny.

(Obaj rozchodzą się w przeciwne strony).