Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/220

Ta strona została przepisana.
214
CYMBELIN.

nie masz pod stropem tak dobrego powietrza, jak to, które wasza książęca mość wydajesz.
Kloten. Przebrałbym koszulę, gdyby była skrwawioną. — Cóż, zraniony?
Drugi lord (na stronie). Eh, nawet jego cierpliwość nie poniosła szwanku.
Pierwszy lord. Zraniony? Jego ciało jest chyba fantazmatem lub powietrzną pochwą dla ostrza, jeśli nie został zraniony.
Drugi lord (na stronie). Rapier uciekał w tył, jak dłużnik za miasto.
Kloten. Nędznik, nie dotrzymał mi placu.
Drugi lord (na stronie). Biegł ci ciągle do twarzy.
Pierwszy lord. Bo też kto wam dotrzyma placu, mości książę? Macie podostatkiem gruntu, ale on jeszcze ustąpił wam pola.
Drugi lord (na stronie). Na tyle cali, ile masz oceanów pod sobą. — Lizuny!
Kloten. Żałuję, że waszmość panowie wpadliście pomiędzy nas.
Drugi lord (na stronie). Ja niemniej. Byłbyś przecie raz wymierzył na ziemi, ile długości ma twoja głupota.
Kloten. Tego człowieka kochać, a mnie dać kosza!
Drugi lord (na stronie). Księżniczka w piekle smażyć się będzie, jeśli grzechem jest uczynić dobry wybór!
Pierwszy lord. Zawsze to twierdziłem, mości książę, że jej rozsądek nie może dotrzymać kroku jej urodzie. Jest ona jak piękny obrazek, z którego jednak nie promienieją blaski ducha.
Drugi lord (na stronie). Pięknie wyszłaby na tem, gdyby chciała blaski swe roztaczać przed głupotą.
Kloten. Pójdźcie, mości panowie, na moje komnaty. Szkoda, że obeszło się bez wypadku.
Drugi lord (na stronie). Chyba z oślą skórą!
Kloten. Cóż, pójdziecie panowie z nami?
Pierwszy lord. Do usług, mości książę.
Kloten. Chodźmyż wszyscy razem.
Drugi lord. Dobrze, panie!