Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/221

Ta strona została przepisana.
215
AKT PIERWSZY. SCENA CZWARTA.


SCENA CZWARTA.
Komnata w pałacu.
IMOGENA, PISANIO.

Imogena. Na wałach portu stój, jak wmurowany
I badaj każdy okręt. Stratą, równą
Stracie zbawienia, byłoby to dla mnie,
Gdyby list jego nie doszedł. Mów, jakie
Były ostatnie słowa twego pana?
Pisanio. Rzekł: „O, królowo droga!“
Imogena. Wionął chustką?
Pisanio. I do ust swoich tulił ją gorąco.
Imogena. Płótno bez czucia szczęśliwsze odemnie!
Czy to już wszystko?
Pisanio. Nie! Jak długo jeszcze
Okiem i uchem mogłem go rozróżnić,
Stał na pokładzie, szląc wciąż znaki chustką,
Rękawiczkami, kapeluszem, pragnąc
Wyrazić niemi, co czuł w głębi serca:
Jak dusza jego uchodzi powoli,
A jak pospiesznie okręt.
Imogena. Było trzeba
Zostać, aż wyda ci się jak ptak małym
I jeszcze mniejszym.
Pisanio. Tak też uczyniłem.
Imogena. Byłabym nerwy oczu wytężyła
Aż do pęknięcia, by śledzić go póty,
Póki nie zmalał jak koniuszek igły
I jako punkcik nie zniknął w przestworzu —
Potem zaś oczy odwrócić i płakać. Pisanio,
Kiedy od niego wieść przyjdzie?
Pisanio. Najbliższą
Pewnie okazyą.
Imogena. Nie miałam dość czasu
Na pożegnanie; tyle pięknych rzeczy
Chciałam mu jeszcze opowiedzieć o tem,
Jak myśleć o nim będę tu w godzinach,
Które wyznaczy; chciałam, aby przyrzekł,
Że i wśród Włoszek wiernym mi zostanie;