Chciałam go prosić, aby się w modlitwach
Spotykał duchem ze mną co dnia rano,
W południe, w wieczór, w onych porach bowiem
Wznosi się dusza moja ku niebiosom.
W końcu ujęłabym jeszcze w dwa słodkie
Słowa me usta przez pocałowanie.
Lecz właśnie ojciec nadszedł, niby mroźny
Powiew północy, który pączki warzy,
Zanim rozkwitną.
Dama. Najjaśniejsza pani
Przyzywa waszą wysokość.
Imogena. Pamiętaj
O mych rozkazach!
Pisanio. Wypełnię je święcie.
Jachimo. Wierzaj mi, panie, znałem go w Anglii. Znaczenie jego rosło; spodziewano się po nim wielkich rzeczy, a że nie zawiódł oczekiwań, dowodem późniejsza sława. Byłbym jednak wówczas patrzył nań bez podziwu, chociażby nawet miał na pokaz spis swych wysokich przymiotów tak, iżby je można jeden po drugim wyczytać.
Filaryo. Mówisz o czasach, gdy nie dojrzał jeszcze ciałem, ani duchem.
Francuz. Widziałem go we Francyi. Tam było więcej takich, którzy równie bystro potrafili patrzeć w słońce.
Jachimo. Pojął za małżonkę córkę swego monarchy; jej wartość także obniża jego szalę. Dlatego to fama przedstawia go świetniej w swych barwach, niż rzeczywistość.
Francuz. A przytem banicya...
Jachimo. I aprobata tych, którzy pod sztandarem księżniczki stojąc, płaczą nad żałosnem rozdzie-