Otóż pochlebca ów nędzny! Nasamprzód
Na nim spróbuję; sprzyja swemu panu,
A mego syna nie cierpi.
Pisanio!
Już nie potrzeba mi ciebie, doktorze.
Możesz pójść.
Korneliusz (do siebie). Mam cię, pani, w podejrzeniu!
Lecz nie dopuszczę do złego.
Królowa (do Pisania). Posłuchaj!
Korneliusz (do siebie). To nie podoba mi się. Ona sądzi,
Że jad trawiący dostała: o, znam ją,
I nie ważyłbym się piekielny środek
Dawać osobie, jak ona, przewrotnej...
Ten na czas krótki tylko oszałamia.
Być może, zechce ona go próbować
Naprzód na kotach, psach, potem wciąż wyżej...
Ale w pozornej śmierci z tej trucizny
Niebezpieczeństwa brak; na krótko tylko
Dusza popada w senną martwość, aby
Zbudzić się tem raźniejszą... W błąd ją wwiedzie
Fałszywy pozór; a ja tem wierniejszy,
Iż fałsz popełniam.
Królowa. Możesz pójść, doktorze,
I czekać aż cię wezwiemy.
Korneliusz. Do usług!
Królowa. Wciąż jeszcze płacze? Jak sądzisz: czy z czasem
Nie uspokoi się i z rezygnacyą
Głupstwa nie zrzeknie się? Czyń, co możliwe.
W chwili, gdy rzekniesz mi, iż ona kocha
Mojego syna, staniesz tak wysoko,
Jak twój pan; wyżej jeszcze: padła bowiem
Trafem szczęśliwość jego, a nazwisko
Wkrótce ostatni oddech wyda. Wrócić
Nie może, ani zostać tam, gdzie bawi,