Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/242

Ta strona została przepisana.
236
CYMBELIN.


SCENA TRZECIA.
Przed oknami komnat Imogeny.
Wchodzi KLOTEN Z DWOMA DWORZANAMI.


Pierwszy dworzanin. Podziwiam łagodność waszej książęcej mości przy graniu; nikt z zimniejszą krwią nie rzuca asa.
Kloten. Ano, komuż nie zrobi się zimno, gdy przegrywa?
Pierwszy dworzanin. Nie każdy jednak potrafi tak nad sobą zapanować, jak to waszym jest zwyczajem, mości książę; namiętność rozpala cię i czyni rozpieczonym dopiero wówczas, gdy wygrywasz.
Kloten. Wygrana dodaje animuszu. Gdybym tylko posiadł tę głupią Imogenę, złota miałbym podostatkiem. Już dzień niebawem będzie, nieprawdaż?
Pierwszy dworzanin. Owszem, już dnieje, mi-ę łościwy panie!
Kloten. Niechże tu przyjdzie kapela. Wszak radziliście mi, bym ją obudził muzyką. Powiadacie, że to nie zawiedzie.

(Schodzą się grajkowie).

Chodźcież raz i nastrójcie gęśle. Jeśli uda si wam poruszyć ją przebieraniem palców po strunach spróbujemy nastroić także język; jeśli i to nie pomoże, niech ją dyabli wezmą; nie myślę jednak dać za wygranę. Naprzód świetna i świetnie wykonana przygrywka, potem przedziwnie słodki śpiew w zdumiewającym, nadzwyczajnym takcie. — A potem niech cna pójdzie po rozum do głowy.

Pieśń.

Ptaszyna śpiew poczęła swój,
Gna Feb po nieboskłonie;
Wśród kwiatów ujrzał czysty zdrój,
Napoił tam wnet konie.

Złocisty jaskier z poza mgły
Spoziera w dal po łanie;
O, luba, luba, rzuć już sny
I przyjm to powitanie.