Kloten. Tylko tak dalej. Jeśli to poskutkuje, tem wyżej cenić będę waszą sztukę; jeśli nie, w takim razie jest widocznie winą błąd jej słuchu — błąd, którego naprawić już nie zdoła ani włosień koński, ani baranie jelita, ani głos rzezańca.
Drugi dworzanin. Zbliża się król...
Kloten, Bardzo mi przyjemnie, że do tak późna byłem na nogach, dzięki bowiem tylko temu, mogłem wstać tak rano. Dzień dobry, wasza królewska mości, dzień dobry, moja matko.
Cymbelin. Czekasz przed dumnej naszej córki drzwiami?
Czyliż nie wyjdzie?
Kloten. Zaalarmowałem ją muzyką, ale ona nie raczyła zwrócić na to uwagi.
Cymbelin. Zbyt świeże jeszcze wygnanie jej gacha.
Dłuższy dopiero czas zatrze w jej duszy
Obraz miłego, a wtedy, Klotenie,
Zostanie twoją.
Królowa. Podziękuj królowi
Za to, że nic nie zaniedbuje, by ci zjednać
Córkę swą; dołóż jeno także starań,
Zalecaj się; wyzyskuj pilnie, synu,
Każdą minutę; odmowa niech tylko
Podsyca w tobie zapał, by się zdało,
Iż cię wszechwładna wola ducha zmusza
Do wszelkich dla niej przysług; że wykonasz
Wszystko, co każe, a jedynie rozkaz,
Byś się oddalił, wprawia cię w szaleństwo.
Kloten. Szaleństwo! Tego jeszcze brakowało tylko!
Posłaniec. Posłowie z Rzymu zjawili się* właśnie,
Jednym z nich Kajusz Lucyusz.
Cymbelin. Mąż to dzielny;
Choć przykra sprawa przywiodła go tutaj,
Lecz cóż on winien? Przyjąć go wypada
Stosownie do czci tego, czyim posłem;
Przy tem pamiętać o przysługach trzeba,