Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/244

Ta strona została przepisana.
238
CYMBELIN.

Jakie niedawno oddał nam. — Mój synu!
Gdy swą władczynię powitasz, pójdź za mną
I za królową; potrzebny mnie będziesz
Wobec tych rzymskich gości. Pójdź, małżonko!

(Cymbelin, królowa, posłaniec i dworzanie odchodzą).

Kloten. Jeśli już wstała, pomówię z nią zaraz,
Jeśli nie, niechaj spi dalej. — Hej, hola?

(Puka).

Wciąż się otacza fraucymerami. Czyby
Nie posmarować której łap? Wszak złoto
Otwiera w stęp; wszak Dyany leśniczowie
Dla złota sami nieraz kłusownikom
Napędzą zwierza; złoto nieraz gnębi
Najsprawiedliwszych, a ochrania zbójów —
Nieraz i tych i tamtych darzy stryczkiem.
Czegóż nie stworzy ono i nie zniszczy?
Niechże mi złoto zjedna protektora
W osobie której z dam dworskich... Sam jeszcze
Nie umiem sobie dać rady? Hej!
Panna. Kto tam?
Kloten. Szlachcic.
Panna. Nic więcej?
Kloten. Syn dostojnej damy.
Panna. No, to już więcej, niż mógłby powiedzieć
Niejeden z tych, co mają równie drogich
Krawców. I czegóż książę pan pożąda?
Kloten. Twej zacnej pani; czyli już gotowa?
Panna. O, tak, gotowa... nie wyjść z swej komnaty.
Kloten. Masz tu garść złota, sprzedaj mi twą miłość.
Panna. Miłość, czy tylko życzliwość we wzmiankach
O twej miłości, gdzie należy? Księżna...

(Wchodzi Imogena).

Kloten. Dzień dobry, luba siostrzyczko, daj rączkę...
Imogena. Dzień dobry, książę; szkoda waszych trudów,
Bo zawód będzie ci zapłatą. Wdzięczność
Tkwi u mnie cała w wyznaniu, że dzięków
Nie mam za wiele, że przeto ich trwonić
Nie mogę.
Kloten. Ach, przysięgam: kocham ciebie!