Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/245

Ta strona została przepisana.
239
AKT DRUGI. SCENA TRZECIA.

Imogena. Dośćby rzec było, gdyż na jedno wyjdzie.
Ja zaś przysięgam, że na twe przysięgi
Zważać nie będę.
Kloten. To nie jest odpowiedź.
Imogena. Jedynie, abyś nie mógł wziąć milczenia
Za cichą zgodę — mówię. Daj mi spokój!
Najwyszukańsze twe grzeczności spotka
Zawsze ta sama odprawa. Kto mądry,
Powinien umieć zrzec się, czego trzeba.
Kloten. Na łup szaleństwa pozostawić ciebie
Byłoby grzechem.
Imogena. Głupcy nie szaleją.
Kloten. Masz mnie za głupca?
Imogena. Tak, bo-m jest szalona.
Bądź mądrym, ja przestanę być szaloną.
Dla nas obojga lek w tem. Wybacz, książę,
Lecz sam mnie zmuszasz do tej niekobiecej
Szczerości. Oto, zbadawszy me serce,
Oświadczam raz na zawsze pod zaklęciem,
Iż się o ciebie nigdy nie zapytam.
Co gorsza, miłość bliźniego w mem sercu
Zmarniała, sama czuję — tak dalece,
Iż nienawidzę ciebie; gdybyś umiał
Uznać to, jabym nie potrzebowała
Mówić wprost w oczy.
Kloten. Brak ci posłuszeństwa,
Którego słusznie żąda ojciec. Wszakże
Małżeństwo twoje z niegodnym nicponiem,
Który się karmił jałmużną, zimnemi
Ze stołów dworskich odpadkami — nie jest
Związkiem, jak my to pojmujem, małżeńskim.
I chociaż nawet nie bronią prostakom
(No, że on prostak, o to nie ma sporu),
Z których nic zresztą wywieść się nie może,
Jak tylko nowa nędza — wchodzić w związki,
Wedle upodobania; tobie przecież
Tej samowoli zabrania stanowczo
Prawo do tronu. Togo prawa nie śmiesz
Kalać do spółki z nędznym niewolnikiem,