Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/259

Ta strona została przepisana.
253
AKT TRZECI. SCENA TRZECIA.

I żąda pójścia do dom; ty tymczasem
Spraw mi podróżną suknię, lecz niedrogą,
Ot, jak dla chłopki...
Pisanio. Zważ, mości księżniczko...
Imogena. Ja patrzę naprzód, ni w lewo, ni w prawo,
Ni poza siebie; tam bowiem mgły wszędzie
Grożą mi przysłonięciem oczu. Proszę ciebie,
Uczyń, co rzekłam. Nie chwiej się, jak trzcina::
Milford, to dzisiaj meta ma jedyna.

(Odchodzą).
SCENA TRZECIA.
Górska okolica w Walii. W głębi jaskini.
Wchodzą: BELARYUSZ, GWIDERYUSZ i ARWIRAGUS.

Belaryusz. Cudny dzień! Trudno usiedzieć w kryjówce
Tak niskiej. Chłopcy, trzeba ugiąć karku!
Ta brama niech was uczy, jak się modlić,
Jak modły ranne odprawiać do nieba.
Bramy monarchów tak wysokie zwykle,
Iż śmiało olbrzym nawet przejść je może,
Turbana bezbożnego nie zdejmując
Dla powitania ranku. Cześć ci, niebo!
My skał mieszkańcy szanujem cię szczerzej
Niźli panowie dumni,
Gwideryusz i Arwiragus. Cześć ci, niebo!
Belaryusz. Teraz na łowy! Wy pnijcie się w górę,
Bo macie młode nogi. Ja tu będę.
Gdy mnie ujrzycie nakształt ptaszka małym,
Zważcie, że przestrzeń tak zmienia rozmiary,
Większym lub mniejszym czyniąc — i wspomnijcie,.
Co wam o dworach, książętach, o zmiennem
Na wojnie szczęściu prawiłem. Tam służba
Służbą nie wedle tego, czy spełniona,
Lecz czy uznana. Takie roztrząsanie
Daje nam korzyść z wszystkiego, co widać;
I nieraz człek się przekonywa o tem,
Że bezpieczniejszy chrząszcz w swej twardej łusce,
Od niejednego orła. — O, zaiste,