Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/266

Ta strona została przepisana.
260
CYMBELIN.

Pisanio. Chciałem ja zyskać na czasie,
By się uwolnić od haniebnej misyi.
Wśród tego wymyśliłem coś. Chciej, pani,
Wysłuchać mnie cierpliwie.
Imogena. Ach, mów sobie.
Aż język ci się wystrzępi. Słyszałam,
Że-m nierządnicą; głębszej chyba rany
Niebezpieczeństwo słuchowi mojemu
Nie może grozić. Nie ma nawet sondy
Dość długiej, aby tę ranę zmierzyła.
Więc mów, mów!
Pisanio. Byłem o tem przekonany,
Że pani już nie wrócisz.
Imogena. Bystry domysł!
Alboż nie na śmierć wiodłeś mnie?
Pisanio. Bynajmniej!
Gdybym miał w głowie tyle, co i w sercu,
Mój plan przyniósłby ubawienie... Ha, trudno!
Haniebnie pana mojego podeszli!
Łotr, który mistrzem jest snać w tym zawodzie
Na was obojgu dokazał swej sztuki.
Imogena. To kurtyzana rzymska.
Pisanio. Nie wierz, pani!
Ja zawiadomię go, że już nie żyjesz,
Na dowód zaś, posłuszny rozkazowi,
Poszlę mu krwawy szal... Brak twej osoby
Na dworze — będzie potwierdzeniem.
Imogena. Dobrze!
Lecz cóż ja pocznę? Gdzie skryć się, jak żyć mam?
Czem życie dla mnie, gdy przestanę istnieć
Dla męża?
Pisanio. Chcesz na dwór powrócić, pani?
Imogena. Nie, nie chcę dworu, nie chcę ojca; dłużej
Nie zdołam patrzeć na to szorstkie, dumne,
A tak potwornie głupie „nic“, jakiem jest Klotem
Wszystkie męczarnie oblężenia niczem
Wobec umizgów jego.
Pisanio. W takim razie,
Trudno pozostać w Brytanii.